Czasy mamy jakie mamy i czasu na rybki jest mniej niż zakładałam… Marzy mi się dłuższa zasiadka, jednak nie mam zamiaru czekać na możliwość wyjazdu na dłużej. Wykorzystuję każdą okazję by uciec nad wodę. Tak było i tym razem – pierwotnie zasiadka na Ruścu miała trwać 2,5 doby, jednak byłam zmuszona wrócić wcześniej ze względu na nocną zmianę w pracy. Ciekawa jestem z jakim wynikiem zakończyłabym zasiadkę, gdyby trwała ona tyle ile planowałam na początku. Jednak mimo dynamicznie zmieniającej się sytuacji – udało mi się fajnie połowić.
Ale zacznijmy od początku – na łowisku zameldowałam się około godziny 7 – na łowisku przywitała mnie rosa i bezchmurne niebo. Pogoda napawała optymizmem. Po załadowaniu sprzętu na taczkę i przetransportowaniu go na stanowisko mogłam przystąpić do przygotowania miejscówki. Pierwszy raz od bardzo dawna zabrałam ze sobą spomba.

Zasiadkę rozpoczęłam więc nęcenie. Do wody trafiły 4 kilogramy mieszanki 4mm pelletu skopex, 8mm pelletu rybnego, kukurydzy konserwowej i kulek proteinowych o smaku skopex. Kulki były kruszone, pocięte bądź w stanie nienaruszonym. To wszytsko zostało wzbogacone o stick mix.

Taką mieszanką podsypałam pas o szerokości oscylującej wokół 5 metrów. Miały tam trafić 2 zestawy. A co na nich? Cóż… wbrew logice zdecydowałam się założyć na włos pojedynczą, 20mm kulkę – na jednej wędce był to czosnek, a na drugiej krab. Trzeci kij został rzucony randomowo w róg zbiornika. Tam powędrowała urocza, cytrusowa kulka w odcieniu pudrowego różu 🙂
Gdy wszystkie zestawy wylądowały w wodzie mogłam przystąpić do szykowania obozowiska. Każdy sezon jest dla mnie nowym wyzwaniem. W tym roku obiecałam sobie zminimalizowanie ilości sprzętu zabieranego nad wodę. Dążę do tego od początku sezonu i coraz lepiej mi to wychodzi 🙂 Rzeczywiście zabieram ze sobą coraz mniej kilogramów sprzętu. Ale nie ukrywam, że ułatwia mi to zmiana części ekwipunku. Zacznę od namiotu, który idealnie nadaje się na krótkie zasiadki. Gdy jadę na tak krótko zależy mi na maksymalnym wykorzystaniu czasu. Nie chce go tracić na czynności, które nie przybliżają mnie do położenia ryby na macie. Namiot Rapid Tanker od Caperlan, bo o nim właśnie mówię idealnie nadaje się na tego typu wypady. Rozkłada się w kilka sekund, jest bardzo pojemny i jednocześnie lekki. Na początku bałam się trochę, że okaże się niewypałem, jednak teraz nie wyobrażam sobie krótkich wypraw bez tego modelu. Oszczędność czasu jest niebywała. Namiot rozłożyłam więc w 3 sekundy. Pozostało więc tylko rozłożyć łóżeczko w cieniu i czekać na rybkę…
Trochę to trwało – zdążyłam uciąć sobie ze 3 drzemki, ale w końcu wybudził mnie ryk sygnalizatora. Bardzo energiczne branie pobudzało wyobraźnię. Po zacięciu poczułam chwilowy opór, jednak od razu po tym ryba zaczęła płynąć w moim kierunku. „Amur!” – pomyślałam. Ryba szybko podeszła pod same nogi – podręcznikowo amur zaraz po zetknięciu się z brzegiem powinien wystrzelić w przeciwnym kierunku. Tutaj jednak miała miejsce zupełnie inna sytuacja. Ryba po podpłynięciu pod nogi zaczęła bardzo energicznie szarpać za kij. Krótkie i jednocześnie dynamiczne szarpnięcia mogły wskazywać na małego karpia. Nie ukrywam, że była nieco zdezorientowana. Dopiero gdy ryba odkleiła się od dna zdałam sobie sprawę z kim mam do czynienia. Moim oczom ukazał się piękny, grubiutki lin, który swoją płetwą ogonową mógłby zawstydzić niejedną rybę w zbiorniku.

Było to miłe zaskoczenie, jednak nie przyjechałam na ryby z myślą o łowieniu linów. Po szybkiej sesji ryba wróciła do wody…
Na kolejne branie nie trzeba było długo czekać. Kolejny energiczny odjazd z tego samego miejsca nastąpił około 10 minut po zarzuceniu zestawu. Tym razem opór po zacięciu był znacznie większy. Walka trwała nieco dłużej, jednak w podbieraku wylądował karp niewiele większy od wcześniej złowionego lina. Byłam jednak zadowolona, bowiem karp w nęconym łowisku mógł przyprowadzić ze sobą kolegów 🙂 Kolejna szybka sesja i ryba wróciła do wody… Po zarzuceniu zestawu zdecydowałam się na donęcenie miejscówki 20mm kulkami, które dały brania. Tak więc kobra w ruch i do dzieła! Około 15 kul o smaku kraba wylądowało w wodzie. Powiem Wam, że nęcenie kobrą nie należało do moich ulubionych czynności. Szybko wyzbywałam się energii na poczet nęcenia. Moje podejście zmieniło się jednak wraz ze zmianą kobry. Nowa, ultralekka kobra węglowa od ze stajni Caperlana umożliwia mi szybkie nęcenie nawet na większych dystansach bez zbędnego męczenia. Siły bardziej przydadzą się bowiem do holowania ryb 🙂 Jak się później okazało ryby dobrze zareagowały na moje dokarmianie. Branie następowało od 10 do 30 minut po ponownym zarzuceniu wędki. Co ciekawe, ryby bez przerwy brały na środkowy kij z Krabem na włosie. Pozostałe zestawy milczały jak zaklęte. Wyciągałam rybę za rybą. Hole trwały bardzo długo – od 10 do nawet 20 minut. Co jak co, ale waleczności tym rybom nie można było odmówić.

Przy 6 braniu miała miejsce ciekawa sytuacja. Wszystkie ryby brały na Kraba. Zastanawiałam się czy to możliwe, że jest to kwestia miejsca położenia zestawu? przecież czosnek leżał zaledwie 4 metry od zestawu, na którym ciągle były brania. Gdy położyłam już 5 rybę w kołysce nastąpił odjazd na wędkę z czosnkiem na włosie. No tak – kiedy jak nie teraz. Niestety zanim ulokowałam rybę w worku do ważenia ryba wypluła zestaw. Amator czosnku był więc nieznany… Szybka sesja z wariatem , który musiał poczekać 3 minuty w worku i do wody 🙂 Zarzuciłam zestawy, które były na brzegu. Po 5 minutach nastąpiła rolka na czosnek :)Niestety ryba chwilę po zacięciu się spięła. Miałam więc 7 brań na koncie i 5 ryb na macie. Chwilę później nastąpiła ciemność. Słońce już dawno zaszło. Ryby dały mi spokój na godzinkę. Mogłam w tym czasie zjeść symboliczny posiłek i przygotować się do snu. Oczywiście przygotowania do snu skończyły się na przymocowaniu śpiwora do łóżka. Gdy tylko się położyłam nastąpiła kolejna roooolka. I tym razem rybę dał mi Krab.
Nie muszę Wam chyba mówić, że noc nie należała do przespanych? 🙂 Ryby bardzo fajnie brały. Nie zmrużyłam oka do godziny 3. Byłam niebywale zmęczona. Powoli traciłam siły… Ryby chyba wyczuły mój nastrój bo po życzeniu które wypowiedziałam sobie w myślach „dajcie mi trochę odpocząć…”, przestały brać. Kolejne i ostatnie branie nastąpiło o godzinie 6. Te trzy godziny snu dały mi możliwość zregenerowania się. Kolejny karp wylądował w podbieraku 🙂 Byłam niebywale zadowolona z osiągniętego wyniku. Bilans : 13 brań i 11 ryb w podbieraku (1 lin i 10 karpi). Oczywiście liczyłam tylko ryby powyżej 5 kg. Reszta od razu trafiała do wody…Najwięcej brań wypracowała kulka, która już od dawna znajduje się w moim arsenale i niejeden raz uratowała mi tyłek. Mowa oczywiście o Krabie od Caperlana. Sporo brań padło też na czosnek, jednak przeważnie były to mniejsze ryby dokuczające nocą. Niestety później rybki przestały współpracować. Miałam tylko pojedyncze brania karasi. Możliwe, że taka sytuacja była spowodowana zmianą pogody. Kolejny dzień obfitował w opady deszczu… Jestem bardzo zadowolona z tej zasiadki – ryby współpracowały i naładowana pozytywną energią mogłam jechać na 22 do pracy :p Ciałem byłam tam, jednak moje myśli cały czas krążyły wokół tej zasiadki. Endorfin na jakiś czas mi starczy – pytanie na jak długo ?
Pozdrawiam 🙂
Justyna Tochwin
